czwartek, 19 marca 2020

Życie w dobie koronawirusa

Niecały miesiąc temu minęło 8 lat odkąd mam rurkę tracheo. Szczerze mówiąc, wtedy nie uwierzyłbym, że 8 lat później będę w tym miejscu, gdzie jestem, że uda mi się tyle osiągnąć. Brałbym w ciemno taki scenariusz. Owszem były zarówno dobre, jak i złe wydarzenia w tym czasie. Musiałem zmierzyć się z różnymi wyzwaniami. Myślę, że kolejne są dopiero przede mną. Chociażby znalezienie stałej pracy czy wyjazd na turnus.
Niestety osiągnięcie tych celów staje pod znakiem zapytania w związku z pojawieniem się w Polsce koronawirusa. Wszystko zależy od dalszego rozwoju pandemii. Na razie trzeba uzbroić się w cierpliwość i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Ja jako osoba z niepełnosprawnością w stopniu znacznym jestem w grupie ryzyka i z tego powodu ja oraz moi bliscy musimy zachować szczególną ostrożność, aby nie zachorować, ponieważ mogłoby to skończyć się groźnymi i nieprzewidzianymi dla mnie konserwacjami, o których nawet nie chcę myśleć.
W związku z zaistniałą sytuacją cały czas siedzimy w domu i staramy się przyjmować jak najmniej osób z zewnątrz. Przestrzegamy podstawowe zasady higieny jeszcze bardziej, niż przed pojawieniem się wirusa. Wyjścia ograniczyliśmy do minimum. Zakupy robi mama wtedy, kiedy jest już to konieczne. Sąsiedzi też pomagają nam zrobić zakupy jak mama nie ma mnie z kim zostawić.
Z rehabilitacji byłem zmuszony zrezygnować w zeszłym tygodniu, a z pielęgniarką i lekarzem jesteśmy na telefon. Zobaczymy jak długo to potrwa i jakie będą skutki braku rehabilitacji. Takie są obecnie rekomendacje i trzeba się do nich zastosować, aby zapobiec dalszemu rozwojowi pandemii.
Również przyłączyliśmy się do akcji #zostanwdomu, do której zachęcam innych. Jeśli macie taką możliwość, to siedźcie w domu nie tylko dla własnej ochrony, lecz także dla ochrony swoich bliskich.
Oczywiście jestem na bieżąco z komunikatami medialnymi, ale robię też inne rzeczy, żeby po prostu o tym nie myśleć i zająć głowę czymś innym. Wbrew pozorom Internet oferuje nam mnóstwo możliwości, dzięki którym możemy spędzać czas wolny bez wychodzenia z domu. Ja dla zabicia czasu oglądam filmy i seriale na Netflixie, od czasu do czasu przerabiam tutoriale z obsługi programów komputerowych, np. Eksela. Ponadto spędzam więcej czasu z moimi bliskimi, a w wolnych chwilach nadal uczę się rosyjskiego i angielskiego, żeby nie zapomnieć tego, czego nauczyłem się do tej pory i żeby mieć kontakt z tymi językami

niedziela, 5 stycznia 2020

Pierwszy samodzielny wywiad

Moi Drodzy :)
Mogę powiedzieć, że Nowy Rok zaczynam z prawdziwym przytupem. Przedwczoraj od redaktora portalu informacyjnego Mamnewsa otrzymałem propozycję udzielenia pierwszego samodzielnego wywiadu. Z chęcią przyjąłem tą propozycję. Zazwyczaj w wywiadach o mnie głos zabierała moja mama, ale tym razem byłem to ja.
Wczoraj udało się nakręcić cały materiał. Miałem lekki stresik, ale jak na pierwszy raz to wyszło całkiem nieźle. Udzielenie wywiadu było dla mnie wyzwaniem, bo nie codziennie mam okazję występować przed kamerą, ale fajnie było podjąć takie wyzwanie, a jeszcze lepiej było jemu sprostać.
Wywiad ukazał się wczoraj wieczorem. Po raz kolejny otrzymałem wiele gratulacji i ciepłych słów. Na prawdę nie spodziewałem się, że będzie ich tak dużo. Za wszystkie komentarze z całego serca dziękuję. W wywiadzie opowiadam między innymi o sobie, mojej chorobie, studiach, planach na przyszłość i nie tylko. Jeśli jeszcze nie widzieliście mojego wywiadu albo nie znacie portalu Mamnewsa, a macie ochotę obejrzeć wywiad ze mną, to odsyłam Was do poniższego linku:

http://www.mamnewsa.pl/wiadomosci/historia-24---latka-z-andrychowa-ktory-nie-poddal-sie-chorobie-i-wlasnie-skonczyl-studia

Pozdrawiam :)

piątek, 3 stycznia 2020

Jaki był dla mnie 2019 rok?

Tym razem pora na moje podsumowanie 2019 roku. Był to dość trudny rok dla mnie, ponieważ praktycznie cały rok z przerwami pisałem pracę magisterską. Na szczęście obyło się bez jakichś poważniejszych infekcji w porównaniu do lat ubiegłych. Początkiem czerwca zdałem ostatnią dziesiątą sesję i symbolicznie zakończyłem naukę na studiach. Jednak w dalszym ciągu pisałem magisterkę. Oczywiście przez cały okres ciepłej pogody starałem się wychodzić z domu jak najczęściej.
Przez wakacje udało mi się być w Krakowie i w Bielsku-Białej, gdzie mieszkają moi bracia. Ogólnie w tym roku nie wyjeżdżałem nigdzie daleko tak, jak w poprzednich latach. W zamian za to jeździłem częściej na działkę.
Potem nadszedł sierpień, który był weselnym miesiącem, ponieważ to właśnie w sierpniu byłem na dwóch weselach tydzień po tygodniu. Najpierw było wesele mojego brata, które wspominam bardzo dobrze. Było trochę nerwów, czy wszystko się uda, ale koniec końców wszystko się udało i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem. Zresztą nie tylko ja, bo goście również byli zadowoleni.


Potem było drugie wesele kuzyna mojej mamy. Też było całkiem fajnie. Również z tego drugiego wesela mam dobre wspomnienia. We wrześniu napisałem podanie o przedłużenie terminu złożenia pracy, ponieważ większy, niż dwa lata temu postęp choroby oraz upalna pogoda w wakacje spowolniły moje pisanie. Ponadto we wrześniu druga część mojej pracy była jeszcze w powijakach. Końcem września dostałem przedłużenie do końca listopada. Z małymi przygodami, ale dopiero na kilka godzin przed końcem dodatkowego terminu złożenia złożyłem pracę do dziekanatu.
W przeddzień obrony magisterki moja suczka terrierka Cori oszczeniła się. Niestety konieczne było cesarskie cięcie i spośród trzech piesków przeżyła tylko jedna suczka. Daliśmy jej na imię Tessa.


Na następny dzień pojechałem na obronę i jak się później okazało, była to tylko formalność, 10 minut i po sprawie. Chociaż wymagało to wcześniejszego powtórzenia całej pracy. Za obronę uzyskałem ocenę bardzo dobrą, a za całokształt plus średnia z całego okresu studiów dostałem ocenę celującą, która też będzie widniała na dyplomie. Jednak mój sukces nie byłby możliwy, gdyby nie wsparcie moich najbliższych, a w szczególności mojej mamy, która nie raz i nie dwa poprawiała mi rękę, myszkę i przechylała mnie co 5, czy co 10 minut. No i końcowy sukces byłby nieosiągalny, gdyby nie pomoc asystentki przy załatwianiu formalności przy składaniu pracy.




Biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia z 2019 roku, to mogę uznać zeszły rok za stosunkowo udany. Owszem mógłby być nawet jeszcze lepszy, ale jak na to wszystko, to był w porządku. Będę chciał, aby również tak było i w tym roku.

wtorek, 24 grudnia 2019

Wigilia 2019

Moi drodzy!
Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia
życzę Wam spokojnych i radosnych świąt spędzonych
w gronie najbliższych oraz miłej rodzinnej atmosfery,
a także wszystkiego dobrego w nadchodzącym Nowym Roku.
Niech Rok 2020 przyniesie Wam wiele radości oraz sukcesów zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.
Przesyłam gorące pozdrowienia :)

środa, 31 lipca 2019

Lipcowy weekend z przygodami

Witam Was po bardzo długiej przerwie. Przeszło rok tutaj nic nie pisałem, ale pomału wychodzę z kryzysu w pisaniu. Nie chcę ogłaszać wielkiego powrotu, bo w zasadzie jeszcze nie wiem, czy jest to powrót tylko na chwilę, czy na trochę dłużej. Po prostu czas pokaże.
Co nowego u mnie? Hm... Od czego by tu zacząć? A mianowicie studia, które prawie mam już za sobą. Prawie, ponieważ została mi jeszcze do dopisania praca i potem obrona magisterki. Mam nadzieję, że do końca roku się obronię. Dzisiaj jednak nie chcę pisać o studiach, bo w końcu nie samymi studiami człowiek żyje.
Gdy przychodzi lato zazwyczaj staram się korzystać z jego uroków i spędzać weekendy aktywnie. Ciężko zastać mnie w domu, zwłaszcza w weekend. Ostatnio miałem ciekawy lipcowy weekend z przygodami. W piątek po południu pojechaliśmy z mamą do brata do Bielska-Białej. Chcieliśmy pojechać razem do galerii handlowej, ale nie mogliśmy znaleźć miejsca parkingowego dla osób z niepełnosprawnościami. Były wyznaczone zaledwie 4 miejsca, co według mnie jest zdecydowanie za mało, bo wszystkie były zajęte. Powinno być ich więcej i powinny być również większe te miejsca parkingowe. Aby móc wsiąść lub wysiąść, w moim przypadku włożyć mnie i wyłożyć z samochodu potrzebna mi jest wolna przestrzeń obok samochodu, ok. metra. Samo takie wkładanie i wykładanie zajmuje parę dobrych minut. Pomijając resztę szczegółów i wracając do tematu, przez zajęte miejsca musieliśmy zrezygnować z wycieczki do galerii. W nagrodę pojechaliśmy do KFC. Potem resztę wieczoru spędziłem u brata w domu. W końcu nadeszła upragniona sobota. Dojechał do nas drugi brat ze znajomymi i po szybkiej kawie ruszyliśmy na Równicę w Ustroniu. Byłem już tam parę lat temu, ale trafiła się okazja by jechać znów w to samo miejsce. Bez wahania się zdecydowałem. I muszę przyznać, że było warto. Na Równicy nic się nie zmieniło. Restauracja "Dwór Skibówki" nadal może się pochwalić naprawdę pysznym jedzeniem, które mieliśmy okazję skosztować. Co prawda z pozoru restauracja może wydawać się niedostępna ze względu na schody znajdujące się z przodu, ale na miejscu okazało się, że również wnętrze można zobaczyć, bo do restauracji jest też podjazd. Ponadto stoliki są też na zewnątrz. Jednak nie było potrzeby być w środku. Na zewnątrz podziwialiśmy przepiękny widok na góry. Słoneczna i ciepła pogoda dodatkowo temu sprzyjała.

Z mamą :)


Piękne widoczki :)
 






Najedzeni pysznym jedzonkiem i zafascynowani przepięknym widokiem nie chcieliśmy wracać do domu, ale niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Równicę i restaurację "Dwór Skibówki" mogę Wam polecić.
Będąc w niedzielę w Andrychowie, wybrałem się z mamą na działkę. Początkowo pogoda była ładna. Ale później zaczęło zbierać się na burzę i zebraliśmy się z działki. Niestety nie udało Nam się zdążyć przed deszczem. Burza złapała Nas w połowie drogi powrotnej. Dolało nam konkretnie, ale na szczęście po 20 minutach dotarliśmy do bankomatu, gdzie mogliśmy przeczekać burzę. Po 40 minutach nie przestało padać, ale zdecydowaliśmy się dojechać do domu, bo było niedaleko. Podróż przy ulewnym deszczu nie była łatwa, ale jakoś dotarliśmy do domu. Pomimo pewnych przygód, weekend mogę zaliczyć do udanych.

środa, 11 lipca 2018

Wielka pozytywna rzecz

W ostatnim poście nie wspomniałem nic o pewnym pozytywnym wydarzeniu sprzed dwóch miesięcy. Być może niektórzy z Was wiedzą o co mi chodzi. A mianowicie mam na myśli nowy wózek elektryczny, który dostałem po długim weekendzie majowym. W zasadzie myśl o kupnie nowego wózka pojawiła w zeszłym roku przy wakacjach, bo w sierpniu miałem pierwszą przymiarkę wózka i właściwie ten pierwszy wózek spasował mi od razu, a nawet wyjechałem nim z domu na zewnątrz. Owszem potem testowałem jeszcze wózki z innych firm, ale w każdym z nich coś było nie tak, a ponadto nie dałem rady nimi nawet wyjechać z pokoju, więc wiedziałem, że to mnie nie urządza. 

Ale w końcu zostaliśmy przy tym pierwszym wózku. Wszystko było w porządku dopóki nie zobaczyłem wstępnego kosztorysu wózka, który był dość wysoki, ale doszedłem z mamą do wniosku, że mimo wszystko bierzemy ten wózek, ponieważ mi najlepiej pasował i najlepiej mi się nim jeździło. Wzięliśmy pod uwagę wszystkie możliwe aspekty, takie jak szerokość wózka, możliwość składania wózka, co ułatwia jego transport w samochodzie, a także funkcjonalność opcji elektrycznych itd. Między innymi winda, która jest bardzo przydatna, bo mogę teraz wyjrzeć przez okno i spojrzeć komuś w oczy. No może kiedyś całowanie opanuję heh. Natomiast dzięki pozostałym opcjom mogę się prawie położyć na wózku i odpocząć bez potrzeby wkładania się do łóżka.

Tak naprawdę przy rozpoczęciu zbiórki w listopadzie wszystko dopiero nabrało mocy. Najciężej było na początku, ale z każdym kolejnym dniem zbiórka nabierała rozpędu i dość szybko zebraliśmy potrzebną kwotę, bo już w połowie lutego pieniążki były zebrane. Potem złożyliśmy zamówienie na wózek i czekaliśmy na jego realizację. Realizacja zamówienia trochę się przedłużyła i trwała przeszło 2 miesiące, ale pomimo tego warto było czekać. Jestem bardzo zadowolony z zakupu.

Pora na podziękowania, które zamieszczam tutaj z małym opóźnieniem. Zatem chciałbym Wam wszystkim bardzo serdecznie podziękować za wpłaty na wózek zarówno na konto w Fundacji "Dzieciom" Zdążyć z Pomocą, jak i na konto w Fundacji "Promyczek". Podziękowania należą się również samej Fundacji "Promyczek" za organizację drugiej zbiórki. Dziękuję także LO im. Marii Skłodowskiej-Curie w Andrychowie za zorganizowanie zbiórki na wózek w szkole. Chciałbym też podziękować rodzinie, znajomym i sąsiadom za wsparcie. Dziękuję wszystkim, którzy wsparli mnie w tej zbiórce oraz tym, którzy przeznaczyli swój 1% podatku na mój cel, ponieważ środki z 1% z ostatnich 3 lat również zostały przeznaczone na nowy wózek. Jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam i z góry dziękuję. W ogóle dziękuję za każdą wpłatę na moje subkonto w fundacji. Jesteście niesamowici.


piątek, 6 lipca 2018

Czas na powrót :)

Długo się zabierałem za tego posta, ale w końcu zdecydowałem się go napisać. Jak widać od ponad pół roku nie pisałem tutaj w ogóle i pewnie wielu moich czytelników się zawiodło i przestało czytać tego bloga. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że sporo się u mnie wydarzyło przez to pół roku, zarówno tych pozytywnych rzeczy, jak i niestety tych negatywnych. Zacznę może od tych drugich, a resztę opiszę w kolejnych postach.

Zaraz na początku stycznia zmieniliśmy lekarza, który od początku przychodził do mnie z wentylacji z Helpu. Nie mogliśmy się dogadać odnośnie respiratora, bo miałem zbyt niskie ciśnienie w respiratorze przez co budziłem się po kilkanaście razy w nocy, a bywały i nieprzespane noce. Nie szło mu przegadać przez kilka dobrych miesięcy, więc w końcu zdecydowaliśmy się na zmianę lekarza. Nie była to dla Nas łatwa decyzja, bo współpracowaliśmy ze sobą blisko 6 lat, ale okazała się konieczna ze względu na zaistniałą sytuację. Jak się później okazało, była to bardzo dobra decyzja, bo nowy lekarz zaraz mi ustawił ten respirator tak jak trzeba i obecnie budzę się tylko 2 czy 3 razy w nocy, a czasami zdarzy się, że i całą noc prześpię, co wcześniej było niemożliwe. Na ten moment jesteśmy z nowego lekarza zadowoleni.

Wkrótce po zmianie lekarza przyplątało mi się zapalenie gardła, a w międzyczasie miałem sesję na studiach. Niestety praca umysłowa oraz leczenie gardła odbiły się na moim zdrowiu. Owszem sesję zdałem, ale ją odchorowałem, bo z zapalenia gardła zrobiło się ostre i przewlekle zapalenie krtani. Na ponad miesiąc straciłem głos. Pomógł mi dopiero 3 albo 4 antybiotyk. Zdawało się, że szpital będzie nieunikniony, na szczęście udało się tego uniknąć. Przypuszczam, że przy poprzednim lekarzu wylądowałbym w szpitalu, a nowy lekarz przystał na to, aby leczyć mnie w domu za co jestem mu bardzo wdzięczny. Przy tej całej chorobie na dodatek zepsuł mi się respirator, ale na szczęście nowy lekarz miał w domu zapasowy respirator i szybko udało się go wymienić. W zasadzie byłem chory od połowy stycznia do końca marca. Przed Wielkanocą trochę mi się poprawiło.

Po chorobie doszedłem do siebie na przełomie kwietnia i maja. Z powodu choroby narobiło mi się dużo zaległości i w zasadzie miałem taką walkę z czasem, bo jednocześnie dochodziłem do siebie po ciężkiej infekcji i musiałem znaleźć pewien balans pomiędzy pracą na studiach, a odpoczynkiem, co nie jest wcale łatwe. Ponadto do tego doszło nadrabianie zaległości i robienie rzeczy na bieżąco na studiach. Na szczęście walkę z czasem udało mi się wygrać, ponieważ sesję zdałem na dniach. Teraz mam tydzień odpoczynku i potem będę musiał zająć się pracą magisterską, bo muszę zebrać przykłady do części analitycznej i coś jeszcze oprócz tego przeczytać do pracy. Nie wszystko byłem w stanie nadrobić przez co mam więcej pracy przez wakacje, ale to nie znaczy, że będę siedział tylko w domu, żeby to było jasne, bo chcę również skorzystać z tego lata, ponieważ o tej porze roku mogę wychodzić najczęściej na zewnątrz.

sobota, 23 grudnia 2017

Życzenia na Święta Bożego Narodzenia 2017...



Z okazji Świąt Bożego Narodzenia 
pragnę złożyć Wam życzenia 
tego, co najważniejsze - zdrowia, szczęścia, 
pomyślności 
oraz miłości. 
Niech ten okres świąteczny 
będzie dla Was okazją do rodzinnych spotkań, 
chwil radości i zadumy. 
A Nowy Rok 2018 niech 
będzie lepszy od poprzedniego.



Nasza tegoroczna choinka :)

Każda wpłata jest na wagę złota - zbiórka na nowy wózek elektryczny

Teraz opowiem Wam o mojej zbiórce na nowy wózek elektryczny. Na blogu piszę o niej dopiero teraz, gdyż nie miałem ostatnio czasu, aby tu zajrzeć, a ponadto sprawy związane ze zbiórką toczą się bardzo szybko. 

Na zbiórkę zdecydowaliśmy się, ponieważ mój obecny wózek jest już bardzo zużyty i wymaga coraz częstszych napraw. Coraz częściej pojawiają się problemy z samodzielnym sterowaniem, a zwłaszcza jak zmarznie mi ręka. W takiej sytuacji brakuje właśnie dodatkowego joysticka dla opiekuna. Na dodatek w obecnym wózku nie ma możliwości regulacji siedziska, a manualna regulacja oparcia jest ograniczona, przez co nie mogę zbytnio zmienić pozycji na wózku. 

Nowy wózek będzie spełnieniem moich marzeń, bo będzie on wyposażony w dwa joysticki - jeden dla mnie, a drugi dodatkowy dla opiekuna. Ponadto w wózku będzie nowa półka na respirator, elektrycznie regulowane oparcie oraz siedzisko, dzięki czemu będę mógł zmienić pozycję na wózku. Zawsze chciałem mieć te opcje w wózku. Wózek będzie także wyposażony w windę, która pozwoli mi podnieść siedzisko o 30 cm do góry, co sprawi, że będę mógł chociażby spojrzeć przez okno, znaleźć się na wysokości wzroku mojego rozmówcy i zwyczajnie poczuć się jakbym "stał na własnych nogach". Też zawsze marzyłem o windzie w wózku. Niestety, ale wszystkie te dodatkowe opcje generują bardzo duże koszty i podnoszą cenę wózka do 35 400 zł. 

Nie jestem w stanie sam pokryć kosztów nowego wózka, dlatego zwracam się do Was - moi drodzy Czytelnicy z ogromną prośbą o wsparcie. Każda Wasza wpłata będzie na wagę złota. W zbiórce pomagają mi dwie fundacje.

Pieniądze można wpłacać na konto Fundacji "Zdążyć z pomocą":
42 2490 0005 0000 4600 7549 3994
Z dopiskiem:  
5793 SARACH SZYMON

Również wpłaty można kierować na konto Fundacji „Promyczek”:
Bank Pekao S.A., nr konta: 09 1240 4197 1111 0010 6576 5925
 Z dopiskiem: 
DLA SZYMONA SARACHA

wtorek, 21 listopada 2017

Kontynuacja studiów, a także podziękowania za 1% podatku

Witam Was po dłuższej przerwie :)

Trochę mnie tu nie było, więc trzeba dać o sobie znać. Zastanawiacie się pewnie, co u mnie słychać? U mnie w miarę dobrze. Muszę przyznać, że też trochę się u mnie działo ostatnio. W połowie października zarekrutowałem się na magisterkę. Wszystkie formalności udało mi się pozałatwiać do końca października, tak jak to sobie założyłem. Z początkiem listopada zaczęły mi się studia na dobre. Mam trochę mniej zajęć w porównaniu do studiów licencjackich, co mnie bardzo cieszy. Jednak na nudę nie narzekam, bo jest co robić. Również na początku listopada okazało się, że na moich studiach został uruchomiony dodatkowy lektorat - drugi język. Miałem do wyboru angielski lub czeski. Wybór należał do mnie i nie był najłatwiejszy. Z jednej strony przy kontynuacji nauki angielskiego miałbym kontakt z tym językiem i mógłbym utrzymać jego znajomość. Ale z drugiej strony nie wiem czy miałbym jeszcze kiedyś okazję nauczyć się czeskiego. Dlatego zdecydowałem się właśnie na język czeski, gdyż mi się podoba. A jeśli chodzi o angielski, to będę się go uczył nadal, ale już we własnym zakresie, tak żeby go po prostu nie zapomnieć. Ponadto angielski tytuł mojego bloga chyba mnie do czegoś zobowiązuje, nieprawdaż...

Teraz kolejna dobra wiadomość. Jeszcze na początku listopada, dość niespodziewanie i zaskakująco dowiedziałem się, że dostałem stypendium Rektora dla najlepszych studentów. Bardzo mnie ucieszyła ta wiadomość, gdyż raczej nie spodziewałem, że takowe stypendium kiedykolwiek dostanę. A jednak się udało. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że warto było się uczyć. Moja ciężka praca nie poszła na marne i została doceniona przez innych. Otrzymanie stypendium jest dla mnie doskonałą motywacją do dalszego działania. Ponadto jest to też taka rekompensata dla mnie było, nie było.

A obecnie to zrobiła się niestety prawdziwa, a właściwie prawie zima. Z racji złej pogody siedzę już cały czas w domu. Ale mam co robić, gdyż teraz równocześnie oprócz studiów mam jeszcze na głowie artykuł naukowy, który pisałem w październiku, i do którego mam jeszcze nanieść kilka poprawek i artykuł będzie już gotowy. Poprawki dostałem dzisiaj.

Jeszcze jedna dobra wiadomość. A mianowicie około 15 listopada zakończyło się księgowanie wpłat z 1% za rok 2016. Bardzo się cieszę, że zdecydowaliście się przeznaczyć swój 1% podatku na mój cel. Korzystając z tej okazji, chcę Wam bardzo podziękować za to. Dziękuję i to bardzo :) Pieniądze z 1% zostaną z pewnością dobrze wykorzystane i pomogą pokryć wysokie koszty rehabilitacji oraz leków itd. Ponadto pieniądze z 1% zostaną też przeznaczone na zakup nowego wózka elektrycznego, na który prowadzę zbiórkę. O tym napiszę Wam w kolejnym poście. Jeszcze raz dziękuję Wam za Wasz 1% podatku przekazany na mój cel. Polecam się na przyszłość. Jeśli nie wiecie komu podarować swój 1%, to możecie przeznaczyć go na mnie.

Pozdrawiam :)

poniedziałek, 2 października 2017

Licencjat obroniony :)

Wrzesień już dobiegł końca. Był to dość pracowity dla mnie okres, ponieważ w końcu udało mi się dopisać pracę licencjacką, dosłownie "rzutem na taśmę" wszystko napisałem. Potem musiałem załatwić wszystkie formalności związane z obroną. W końcu nadszedł dzień obrony. Trochę się stresowałem egzaminem licencjackim, ale nie jakoś bardzo. Pomyślałem sobie po prostu, że trzeba jechać i zrobić swoje, czyli zdać i że bez 5 mam nie wracać :) Pozytywne nastawienie bardzo mi pomogło. Sam egzamin trwał około 10 minut i jak odpowiedziałem już na ostatnie pytanie, to byłem bardzo zadowolony z siebie i wiedziałem, że będzie dobrze i tak też było, bo zdałem wszystko gładko na 5 :)

Bardzo się cieszę, że udało mi się ukończyć studia licencjackie, które nie były wcale łatwe i kosztowały mnie one bardzo dużo czasu i zaangażowania. Były nie raz duże problemy z tym czy z tamtym. Wiele razy narzekałem na te studia. O wiele rzeczy trzeba było dosłownie "walczyć". Pamiętam, że nawet 2 razy chciałem z nich zrezygnować na 1 roku. 2 rok też był dla mnie dość problematyczny na początku. 3 rok był lepszy, ale też musiałem szybko szukać sobie nowego asystenta, na krótko przed sesją.

Przeszedłem trochę, muszę przyznać, ale wydaje mi się, że było warto, bo nauczyłem się bardzo dobrze rosyjskiego i utrzymałem znajomość angielskiego. Studia też pokazały mi, że trzeba walczyć o swoje i nigdy, ale to przenigdy się nie poddawać. Należy pamiętać o tym, że w życiu zawsze pojawiają się jakieś przeszkody, ale jeśli znajdzie się sposób, aby je ominąć, to można dużo osiągnąć. To takie moje motto, powiedzmy. 

Studia są dla mnie kolejnym etapem na drodze do sukcesu, która jest długa i mam jeszcze sporo przed sobą. W najbliższym czasie rozpocznę na dobre studia magisterskie. Długo myślałem czy iść dalej czy nie, ale w końcu doszedłem do wniosku, że warto spróbować i dać sobie szansę. Jeśli magisterka nie będzie dla mnie zbyt obciążająca, to wówczas pomyślę o podjęciu pracy zdalnej przez Internet. Zobaczymy jak będzie. Po prostu czas pokaże.

środa, 13 września 2017

Kawałki lata...

Witajcie!

W końcu postanowiłem się odezwać na blogu. U mnie mija dzień za dniem. Jest już praktycznie połowa września. Pracę udało mi się dopisać. Teraz czekam na ewentualne poprawki. Bardzo chciałbym już zamknąć ten licencjat. Myślałem, że pisanie pracy pójdzie mi lepiej i szybciej, ale inaczej się po prostu nie dało. Z drugiej strony napisanie pracy w języku obcym nie jest wcale takie łatwe jakby mogło się wydawać.

Mimo, iż pisanie zajmowało mi dużo czasu, to starałem się korzystać z lata, które w sierpniu było bardzo ciepłe i słoneczne. W tym roku nie miałem zbyt wiele wycieczek, po za podróżą nad morze, o której pisałem w poprzednim poście. W te wakacje częściej jeździłem na działkę, gdzie mogłem sobie odpocząć i przede wszystkim oderwać się od pisania. Cieszę się, że mam takie miejsce, gdzie jest cisza i spokój. Z pewnością będę z niego korzystał przez kolejne lata. Mieszkam przy głównej ulicy w Andrychowie, gdzie praktycznie słychać samochody cały czas, więc nie raz trzeba po prostu udać się w ciche miejsce, żeby wypocząć. Powoli zaczynam planować przyszłoroczne wakacje, ale póki co nie mam nic konkretnego w głowie. Mam jeszcze na to bardzo dużo czasu. Mam nadzieję, że tegoroczna jesień też będzie pogodna i uda mi się z niej skorzystać.


To w takim razie trzymajcie się i do następnego posta :)

niedziela, 30 lipca 2017

Niemożliwe staje się możliwe, czyli podróż nad morze

Witam Was po bardzo długiej przerwie od pisania. Jak widać, od paru miesięcy, a nawet dłużej piszę tutaj bardzo nieregularnie. W trakcie roku akademickiego nie miałem tyle czasu, żeby tutaj zajrzeć i coś napisać. Na szczęście, na studiach jest już prawie wszystko pozdawane. Zostało mi tylko dopisać pracę licencjacką i się obronić we wrześniu i to wszystko. Planowo obrona miała być w lipcu, ale niestety nie zdążyłem się wyrobić ze wszystkim na czas. Teraz mogę trochę odpocząć i spokojnie dopisać pracę. 

Jednak ten post nie dotyczy tylko studiów, ponieważ chciałbym Wam opowiedzieć o moim kilkudniowym wyjeździe. To był mój pierwszy kilkudniowy pobyt poza domem. Wraz z mamą i ze znajomymi wyjechaliśmy nad polskie morze. Do tego wszystkiego wzięliśmy Kori ze sobą. Były pewne obawy, jak zniosę podróż, jaka będzie pogoda itd. Skończyło się tylko na obawach, ponieważ podróż zniosłem dość dobrze. Pogoda też była ładna, chociaż nie było za ciepło i trochę wiało. Musiałem dość często okrywać ręce kocem i je ogrzewać. Jednak z tym problemem w miarę dobrze sobie radziłem. Mimo to w ciągu tego pobytu nad morzem udało mi się dużo zobaczyć. 

Na co dzień mieszkaliśmy w domkach w miejscowości Wicie. Miasto nie było tak bardzo zatłoczone i można powiedzieć, że było dość spokojne. W pierwszy dzień zaraz jak przyjechaliśmy, poszliśmy nad morze. Morze zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Potem trochę pochodziliśmy po mieście i zebraliśmy się na domek, bo był do odbioru. Po południu też na chwilę na miasto poszliśmy i przy okazji odkryliśmy też zjazd dla wózków na plażę, co widać na poniższych zdjęciach. W sumie tak nam pierwszy dzień zleciał. 




Następnego dnia korzystając z wolnego czasu pojechaliśmy do Darłówka, gdzie fajnie spędziliśmy kilka godzin. Pospacerowaliśmy i zjedliśmy coś przy okazji. Zdjęcie w porcie w Darłówku udało mi się zrobić.


Następnego dnia pojechaliśmy do Jarosławca. Najpierw przeszliśmy się po centrum. To był dopiero początek naszej wycieczki.




Potem dotarliśmy do pierwszego zejścia do morza.




Tutaj znalazłem świetny widok na morze, co doskonale widać na poniższym zdjęciu.


Potem wybraliśmy się do Motylarni i Papugarni. Można było podziwiać przepiękne motyle i kolorowe papugi.











Potem jeszcze po drodze znaleźliśmy drugie zejście do morza.


W przedostatni dzień pobytu nad morzem pojechaliśmy do Ustki, gdzie też super spędziliśmy czas. Przez godzinę byliśmy w Ustce zachodniej, do której przechodziło się przez taką przeprawę dla pieszych, która co godzinę się wysuwała i otwierała. Poniżej daję też parę zdjęć z Ustki.

Spacer po porcie i promenadzie :)













Idąc po promenadzie udało Nam się znaleźć zejście dla niepełnosprawnych na plażę, na którą koniec końców dotarłem. Wracając znaleźliśmy jeszcze drugi taki zjazd.




Po powrocie z Ustki wybraliśmy się w Wiciach na plażę. Tym razem, aby móc jechać po piasku przesiadłem się z elektrycznego na ręczny wózek. Jazda wózkiem po piasku nie była łatwa, ale dzięki pomocy znajomego, takiego Staszka dotarłem na plażę.

Taki widoczek miałem :)



Plażing, Smażing :)


A potem podjechałem się trochę ochłodzić w morzu :)


Nadszedł ostatni dzień - dzień wyjazdu. Ostatnim punktem naszej wycieczki przed podróżą do domu był Gdańsk. Spędziliśmy tam pół dnia i pochodziliśmy tylko po Gdańskiej Starówce.

Gdańsk, Neptun i Starówka :)







Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Po południu ruszyliśmy w podróż powrotną do Andrychowa. Bardzo cieszę się z tej podróży nad morze. W końcu się udało dopiąć wszystko na ostatni guzik i pojechać nad morze. Już kiedyś był taki pomysł, ale wtedy się nie udało, na szczęście to już jest historia. Jeśli wszystko będzie tak jak do tej pory, to w przyszłym roku też chciałbym gdzieś pojechać.

Pozdrawiam Was :)

poniedziałek, 1 maja 2017

5 lat minęło...

Znowu nie było mnie tu dość długo, ale u mnie na razie wszystko jest w porządku. Na studiach mam dużo pracy. Praca licencjacka się powoli tworzy. Z każdym tygodniem jej przybywa, więc to najważniejsze. Przynajmniej nie stoję w miejscu. Nowa asystentka już została na dobre. Na razie jestem z niej zadowolony, ponieważ bardzo dobrze sobie radzi. Oby tak było dalej. Z pewnością będziemy współpracować do końca studiów licencjackich. Potem zobaczymy, co dalej. Niecałe dwa miesiące temu oficjalnie zakończyłem współpracę z poprzednią asystentką. Na początku roku nie spodziewałem się, że tak to się wszystko potoczy, ale niestety życie czasami nas zaskakuje, bez względu na to czy tego chcemy czy nie. 

Poza tym w marcu miałem okrągłą rocznicę. A mianowicie minęło 5 lat odkąd mam tracheotomię i oddycham za pomocą respiratora. 5 lat temu moje życie obróciło się do góry nogami. Wówczas zastanawiałem się na tym jak moje życie będzie dalej wyglądać. Na szczęście dość szybko po tym traumatycznym wydarzeniu doszedłem do siebie. Nie powiedziałbym 5 lat temu, że będę w takiej sytuacji, w jakiej jestem teraz. Z pewnością taki scenariusz brałbym w ciemno. Cóż przede mną kolejne wyzwania, z którymi muszę się zmierzyć. Z biegiem lat patrzę już na to trochę z innej perspektywy. Emocje też już opadły. Dzisiaj nie zastanawiam się nad tym, co by było gdyby. Zaakceptowałem taki stan rzeczy. Mimo, iż życie z respiratorem nie jest łatwe, to pozwala na wiele możliwości. Najważniejsze jest to, żeby umieć je dostrzegać i je wykorzystywać. Przy własnym zaangażowaniu, pomocy innych i współpracy z nimi wiele się da.  

sobota, 25 lutego 2017

Pamiętajcie o 1% :)

Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Tydzień wolnego błyskawicznie mi przeleciał i w zasadzie już mam pierwszy tydzień nowego semestru za sobą. Współpraca z nowym asystentem na razie przebiega dobrze. Zobaczymy, co będzie dalej, ale jestem dobrej myśli. Na studiach ok, pomału nowy semestr się rozkręca. Obecnie piszę pracę licencjacką. Staram się radzić sobie na studiach, mimo, iż, wcale nie jest mi łatwo, muszę przyznać i też dochodzą do tego wszystkiego problemy zdrowotne. Ale, co na to poradzić, tak już bywa po prostu. Trzeba sobie z problemami radzić i tyle.

Jeszcze trochę i za niedługo będzie już wiosna, na którą czekam z niecierpliwością, bo będę mógł częściej wychodzić na zewnątrz. W zasadzie już jest bliżej, niż dalej do wiosny, więc to najważniejsze. Trochę mi się już znudziło siedzenie w domu, chociaż tej zimy udało mi się dwa razy wyjść z domu. Raz jechałem na egzamin, a drugi raz pojechałem na urodziny narzeczonej mojego brata. Rzecz jasna, drugi wypad sprawił mi o wiele większą przyjemność. To tyle, jeśli chodzi o moje zimowe wypady. 

Pewnie byłoby ich więcej, gdyby nie to, że muszę się pilnować, aby czegoś nie złapać, a po za tym nie jestem miłośnikiem zimy, to całe ubieranie się i w ogóle. Takie uroki tej pory roku. Ale, jak trzeba gdzieś pojechać, to nie ma zmiłuj, ubieram się i jadę. Pomimo różnych trudności, uważam, że da się gdzieś pojechać zimą. Dla chcącego nic trudnego. Trzeba tylko chcieć i wtedy wiele można zrobić. Mam nadzieję, że w przyszłości zimowych wypadów będzie więcej, ale pod warunkiem, że ze zdrowiem wszystko będzie w porządku. Chciałbym, żeby tak było.


Jak pewnie wiecie, kolejny rok z rzędu zbieramy 1%. Dlatego zwracam się do Was z gorącą prośbą o przekazanie 1% na mój cel. A więc, jeśli jeszcze nie wiecie, co zrobić ze swoim 1% podatku, a chcielibyście dobrowolnie przekazać swój 1% na mój cel, to na prawdę będę bardzo wdzięczny za taki gest. Potrzebne informacje o 1% na mój cel znajdziecie na zdjęciu zamieszczonym poniżej, w tym właśnie poście.



A jeśli chcielibyście wpłacić dobrowolną kwotę na mój cel, to potrzebne informacje, wraz z numer konta do wpłat znajdziecie na moim blogu w zakładce POMOC - 1%.

Za przekazanie 1% i za wszystkie wpłaty z góry dziękuję :)

Pozdrawiam :)